zondag 30 december 2012

De gedenksteen aan de Weinberg

Gedenksteen Ernst Daniel

Een stukje de Wijnberg op, richting Gotthardsberg,  staat een gedenksteen op de onheilsplekwaar op 3 januari 1900 de dan 39 jarige Ernst Daniel verongelukt is. Ernst Daniel was landbouwer annex handelsman en wou die dag met een lading langhout van Gotthardsberg, waar hij woonde, via Blumendorf naar Berthelsdorf. De precieze omstandigheden van het ongeluk zijn niet bekend maar de krant “Hirschberger Beobachter” schreef het volgende;

“Der 3. Tag des Jahres,
nahm grade seinen Lauf,
Da ging im fernen Osten,
die gold’ne Sonne auf.
Da spannt der Fuhrmann Daniel,
seine Pferde hurtig ein,
um nach Berthelsdorf zu fahren,
und Holz zu schaffen rein

Als er am Blumendorfer Berge,
nach Blumendorf hinunter fuhr,
da hielt er die Pferde beim Zügel,
um sie zu lenken nur.
Da wollt’s ihn verjagen,
er stolpert und fiel hin,
der schwer belad’ne Wagen,
 fuhr schnell nun über ihn.

Ach schrecken ohne gleichen,
ach Gott was hier geschah,
Man sah gar schnell erbleichen,  
den wack’ren Fuhrmann da.
Ach Mutter, Frau und Kinder,
die ihr am Leben seit,
ins Grab muss ich hinunter,
so jung ich von Euch scheid.

Man feiert sein Begräbnis am 9. Januar,
ach schrecken ohne gleichen,
ach Gott, was hier geschah.

Nakomelingen van Ernst Daniel wonen nog steeds in deze regio.

Pomnik na 'Weinberg'
Kawałek do góry na 'Weinberg', droga do Boża Góra, stoi pomnik w miejscu katastrofy, gzdie w dniu 3 stycznia 1900 r., zginal 39-letni Ernst Daniel. Ernst Daniel był rolnik i handlowca. Ten dzień chciał jechać z wóżek długi baly od Boża Góra, tam on mieszkał, przez Kwieciszowice do Barcinek. Dokładne co się wstało na miesce wypadku jest nie znane, ale gazeta "Hirschberger Beobachter" pisał, że Daniel chodzil na dól blisko konie, na wodzo. prawdopodobnie potknął się i wóż jechał nad niego.
Potomkowie Ernst Daniel wciąż żyje w Proszowa i Szklarska Poręba.


vrijdag 21 december 2012

Gescheiden, maar toch samen...

deel van de fam. Raedisch

In het laatste huis van Steinhäuser woont nu de gepensioneerde boswachter Ciesław Słotkowski. De laatste Duitse bewoners waren de invalide belastingophaler Paul Rädisch en zijn vrouw Klara met hun 8 kinderen. Het merkwaardige is dat de grens tussen  de districten Löwenberg en Hirschberg precies door de ouderlijke slaapkamer liep. Toendertijd ging het verhaal de ronde dat Paul in Löwenberg en zijn vrouw in Hirschberg sliep.

Oddzielne ale razem

W ostatnim domu w Kolonii Kwieciszowickiej (w czasach niemieckich nazywano to miejsce Steinhäuser)  mieszka obecnie emerytowany leśniczy Pan Czesław Słotkowski. Ostatnimi niemiecki mieszkańcy był celnik Paul Rädisch, jego żona Klara i ich ośmioro dzieci. Ciekawe jest to, że granica dzieląca powiat lwówecki  i jeleniogórski przebiegała  dokładnie przez….. środek rodzicielskiej sypialni! Mówiony wówczas, że Paul spał w Lwówku a Klara w Jeleniej Górze......  W pobliżu tego domu, jeszcze dzisiaj można znaleźć dwa stare kamienie graniczne, które znakują granicę pomiędzy tymi powiatami.



zaterdag 15 december 2012

Kerst in het Isergebergte

knecht Ruprecht brengt kadootjes

De Kerst- en Adventstijd was hier niet anders dan op andere plekken in europa. Boeren die granen hadden, wilden dit voor de Kerstdagen gedorst hebben. Het slachten van een varken gebeurde in deze tijd, net zoals het bakken van peperkoek.  “Christstrietzel” en ander gebak. Helaas konden niet alle mensen zich de luxe van het slachten van een varken veroorloven.

Kerstnacht ging men door de diepe sneeuw en ijzige koude naar de Nachtmis. En met een lege maag. Want daags voor Kerst mocht er niet gegeten worden.  Teruggekeerd  werd er gegeten; knoflook- of braadworst (de zog. Schlesische Weiße) met aardappelsalade of “Kartoffelsterz” en zuurkool. 


Na het eten was het kadootjestijd. In sommige famielies kwam het kerstkind of de kerstman persoonlijk. Deze laatste soms met zijn knecht Ruprecht die gevaarlijk met zijn zak met daarin kettingen rammelde. Waren de meestal bescheiden geschenken uitgepakt, gaf het als culinair hoogtepunt van de avond “Mohnkließel”. Met knödel hadden ze niet veel van doen, het was meer een brij van in melk geweekte Semmel met maanzaad, suiker, rozijnen en kruiden die met een lepel gegeten werd. 

De kerstboom, meer of minder versierd, bleef zo lang mogelijk staan. In sommige families was het de gewoonte om de onversierde boom onder de vloer tot het volgend jaar te bewaren, dit zou het beschermen tegen blikseminslag, brand en stormschade. Een andere gewoonte was om met de Kerst de mooiste rode appel op te wrijven en aan het plafond te hangen, zodat ook het komende jaar,een vruchtbaar jaar zou zijn. De appel was trouwens een belangrijke vrucht met Kerstmis. Vaak werden ze als versiering in de boom gehangen. Ook waren er de zogenaamde “Schmuckaepfel”. Appels die versierd werden met suikergoed dat erin werd gestoken, en versierd met linten  en dennentakjes uitgedeeld als kadootjes. Met het geven van een appel wenste je iemand gezondheid. De lateinse naam van Appel is Malus. Het betekent “ik heel”.


Andere gewoontes op Kerstavond waren; de fruitbomen met stokken te slaan of met stro te ombinden, dit om een goeie oogst in het nieuwe jaar te verkrijgen. Ook gaf men het vee in stal iets lekkers te eten.


Boże Narodzenie w Gory Izerski

Czas Adwentu i Boże Narodzenie nie wyglądały tutaj inaczej niż gdziekolwiek indziej w Europie. A opowiem tutaj o Bożym Narodzeniu jakieś 80 lat wstecz…

Rolnicy posiadający zebrane ziarno, chcieli je mieć przed Bożym Narodzeniem wymłócone. Bicie świń, pieczenie pierników, „Christstrietzel”i innych wypieków, przypadało też na ten okres. Niestety, byli i tacy, których nie było na te rzeczy stać.

Wigilię ludzie przedzierali się przez głęboki śnieg, w porywach lodowatego wiatru, żeby dotrzeć na Pasterkę. Oczywiście szli o pustych żołądkach, bo obowiązywał ich przedświąteczny post. I dopiero po powrocie ze Mszy można było zasiąść do stołu. Podawano wówczas: kiełbasy czosnkowe, kiełbasy pieczone (tzw. Schlesische Weisse, czyli śląska biała) z sałatką z ziemniaków (Kartoffelsterz) i kiszoną kapustą.

Po kolacji przychodził czas na prezenty. W niektórych rodzinach prezenty przynosił Dzieciątko Jezus, w innych osobiście Święty Mikołaj. Temu ostatniemu towarzyszył często jego sługa Ruprecht, który hałasował niebezpiecznie workiem wypełnionym łańcuchami. Kiedy skromne prezenty zostały rozpakowane, nadchodził kulminacyjny punkt kulinarny –„Mohnkliessel”. Z knedlami miało to mało wspólnego…była to bardziej papka z namoczonej bułki, maku, cukru, rodzynek i ziół. I jadło się to łyżką. 

Choinka mnie lub bardziej ustrojona powinna stać w domu jak najdłużej. W niektórych rodzinach już rozebrane drzewko trzymano na strychu, aż do następnego roku. Miało to chronić dom przed uderzeniem pioruna, pożarem, czy też przed szkodami spowodowanymi przez sztorm.

Innym zwyczajem było wyszukanie najpiękniejszego, czerwonego jabłka, wypolerowanie go i uwieszenie pod sufitem. Miało to zapewnić w następnym roku urodzaj. Jabłko było bardzo ważnym owocem w to święto. Często wykorzystywano jabłko jako element dekoracyjny w strojeniu drzewka bożonarodzeniowego. Były też jabłka zwane „Schmukaepfel” (jabłko –biżuteria). Napełniano takie jabłka cukierkami, ozdabiano tasiemkami i gałązkami świerkowymi i potem rozdawano jak prezenty. Podarowując komuś takie jabłko życzyło mu się zdrowia. Łacińska nazwa dla jabłka to Malus. Oznacza to –„ja uzdrawiam”.
 
Zwyczajem bożonarodzeniowym tez było obijanie drzewek owocowych kijem lub owijanie ich słomą i to wszystko po to, by w następnym roku daly dużo owoców. I zwierzęta w te dni otrzymywały lepsze jedzenie.